
Ta sprawa jest dla mnie szczególnie bliska — działam na terenie Zielonej Góry, a Racula to sołectwo w obrębie miasta. Słyszałem już wcześniej o problemach z tymi psami, więc były one znane w lokalnej rzeczywistości.
Tragedia, do której doszło w Raculi, gdzie trzy psy śmiertelnie pogryzły mężczyznę, nie jest zwykłym wypadkiem — to efekt ludzkiego ego, zaniedbania i braku odpowiedzialności. Incydenty były wcześniej, ostrzeżenia też — ale coś zawiodło.
Jako zoopsycholog, behawiorysta i trener psów powtarzam: pies to nie ozdoba, nie alarm, i nie sposób na dowartościowanie siebie.
Coraz częściej spotykam osoby, które:
świadomie wybierają rasy uważane za „groźne”, bo chcą budzić respekt,
szukają potwierdzenia swojej siły przez psa,
uczestniczą w amatorskich szkoleniach na obronę, które nie spełniają standardów, prowadzonych przez ludzi bez kwalifikacji, którzy nie ponoszą konsekwencji — i nie kładą nacisku na wszystko, co w prawidłowym szkoleniu psa obronnego jest kluczowe: kontrolę, bezpieczeństwo, stabilność psychiczna psa.
Takie szkolenia niosą ze sobą wiele negatywów: podsycanie agresji, rozwijanie umiejętności atakowania i obalania człowieka, bez budowania otoczki, której pies naprawdę potrzebuje — socjalizacji, nauki impulsu, stabilności emocjonalnej, reagowania w stresie, umiejętności „cofnij”, „stop” itd.
Pies, który nie rozumie co robi, który nie ma granic, wsparcia i właściwego treningu nie jest obronny — jest niebezpieczny.
Te tragedie dotykają nas wszystkich — i psy, i ludzi. Wypaczenie idei obrony: nie jako sportu, relacji i odpowiedzialności, ale jako manifestu siły — przynosi naprawdę złe skutki.
Nie chodzi o izolację psów.
Chodzi o to, by psy były w rękach ludzi dojrzałych emocjonalnie, rozumiejących, że pies ma emocje, potrzeby, limity.
Nie każdy może, nie każdy powinien, i nie każdy potrafi mieć psa.